Nigdy więcej bez kasku...
Piątek, 25 września 2009
· Komentarze(0)
Kategoria Samotnie
Ostatni raz jechałem bez kasku. Aż nie chce myśleć co by było gdybym się nie wyratował... Ale po kolei. Wyjazd już nocą, bo o 20, do Białobrzeg załatwić jedną sprawę. Po drodze, w kompletnych ciemnościach, z dala od lamp ulicznych, wyłączyła się mi 'bocialarka' (częsty przypadek w pierwszych egzemplarzach). Chcąc ją jakoś uruchomić, wyciągnąłem ją z uchwytu i jadąc, oczywiście po omacku, chciałem ją uruchomić, jednocześnie zatrzymując się. Oczywiście bach za hampel przedni, niestety z lekka za mocno. Skończyło się lotem przez kierownicę, na szczęście udało się wykonać jakimś cudem przeskok nad kierownicą i wylądować jako tako na nogach. I jeszcze złapałem rower co by bidulek się nie potłukł :) Strat zatem sprzętowych żadnych, ale poobijałem uda (ładne siniaczki), kolano oraz porządnie stłukłem łydkę (chyba o korbę). Gorzej byłoby gdybym lądował na głowę...
A jutro miał być wyjazd na weekendowe szkolenie z pracy ;) I był :)
A jutro miał być wyjazd na weekendowe szkolenie z pracy ;) I był :)