Dalszy ciąg powrotu: Jędrzejów - Tarnobrzeg. Ten dzień okazał się jeszcze gorszym od poprzedniego. Upał wysysał ze mnie wszystko. Wlokłem się strasznie powoli. Jeszcze rano po małym deszczu i burzy było rześko i dobrze się jechało, ale im bliżej południa, to było gorzej. W pewnym momencie rozłączyliśmy się z Robertem i on pojechał swoim tempem. Jakoś dowlokłem się do Tarnobrzega. Tu już czekałem na szynobus do Rzeszowa. Bardzo przyjemnie się jechało :) Przed Rzeszowem rozpętała się, po tych upałach, konkretna burza. Miałem transport do domu, więc się udało nie zmoknąć ;) Podsumowując, dobra wyprawa, z ciekawymi przygodami ;p
Powrót z Częstochowy do Jędrzejowa. Zmasakrowany po wczorajszym, ale trzeba wracać. Upał nadal niemiłosierny. Jakoś się dowlokłem. Robert się na mnie naczekał ;)
W Jędrzejowie tradycyjnie na kebaba. Trochę drogi wyszedł, bo się przyczepili panowie w służbie JKM Vincenta i poprosili nas o wsparcie budżetu. Niestety nie mogliśmy odmówić i wpadło po 50 zł za przejście przez jezdnię w miejscu niedozwolonym. Choć qwa nic nie jechało, tylko ci panowie smutni zza rogu wyskoczyli... Ehhh...
Drugi dzień na szlaku: Domaniewice - Częstochowa. Wczorajsza forma ulatywała z każdym kilometrem. Jednak braku jazdy nie da się oszukać :( Kompletnie uleciała po mega glebie na szutrowym zjeździe. Efekt - na połowie przedramienia zdarta mocno skóra, kolana dziurawe, bolący prawy nadgarstek :p Szczęście, że tak się tylko skończyło. Po półgodzinnym postoju na ogarnięcie się, zdezynfekowanie i opatrzenie ran, pojechaliśmy dalej. Ja już niestety nie jechałem, ale walczyłem, żeby dojechać :p Upał jeszcze większy był, co dodatkowo wysysało resztki moich sił. Jakimś cudem się udało dotrzeć do celu.
Pierwszy dzień wypadu na Szlak Orlich Gniazd. Tradycyjnie z Robertem. Trasa: Kraków - Domaniewice. Najpierw dojazd pociągiem do Krakowa, a potem na szlak. Nadzwyczaj dobra forma. Aż sam byłem zdziwiony, bo mało jeździłem. Do tego okropny upał. Ludzi na szlaku w wuj ;)
Częstochowa - dzień 4. Powrót do domu, czyli Jędrzejów - Kosina. Dwusetka pękła. Rekord odległości z sakwami :) Miałem wracać pociągiem, albo z Tarnobrzega, albo ze Stalowej Woli, ale, że trzeba było czekać 4 godziny na pociąg, więc stwierdziłem, że za ten czas będę już całkiem blisko domu jadąc rowerem :) Rozdzieliliśmy się z Robertem za Tarnobrzegiem. On pojechał na Stalową, a ja przez las do Nowej Dęby, a później kierując się na Raniżów, Sokołów Młp. i dalej na Łańcut dojechałem do domu. Pogoda była piękna - piękne słońce, temperatura idealna.
Częstochowa - dzień 3. Dziś powrót i etap do Jędrzejowa do "pięciogwiazdkowego" hotelu Zacisze ;p Po drodze spotkane pielgrzymki: jeszcze w Częstochowie - rowerowa z Rzeszowa, a już w Jędrzejowie piesza ze Stalowej Woli. Cel na dziś Max Kebab :)
Częstochowa - dzień 2. Dziś etap z Jędrzejowa do Częstochowy. Na nocleg zajechaliśmy na 10 minut przed deszczem :) Poprawa warunków noclegowych w porównaniu do Jędrzejowa (Hotel Zacisze) o 1000% :)
Częstochowa z Robertem - dzień 1. Na pokładzie przyczepka Extrawheel. Najpierw z domu do Przeworska na pociąg do Stalowej Woli Rozwadów, a stamtąd już razem z Robertem obraliśmy kierunek Jędrzejów. Cel na dziś -> kebab ;p Udało się ;)
Drugi dzień walki na szlaku (start z Podzamcza). Z rana dość chłodno ale z każdą godziną robiło się cieplej. No i słoneczko się pojawiło. Dziś zdecydowanie lepiej mi się jechało. Na trasie znów kupa piachu (szczególnie na jednym nadprogramowym odcinku), górek i lasów. Na szczęście bez błotka. Niestety musieliśmy zmienić plany i dojechać do Częstochowy dzień wcześniej, czyli dziś, bo na 3 maja zapowiadali załamanie pogody. Powrót do Rzeszowa naszą "wspaniałą" PKP. Dziadostwo do kwadratu. Na kilometry składa się też powrót 3 maja z dworca w Rzeszowie do domu czyli jakieś 30km.
Było wszystko: deszcz, błoto, tony piasku, kamienie, korzenie, górek mase i brak formy ;) Ogólnie po tym dniu ledwo żyłem. Mimo to - super. Dojazd z Rzeszowa pociągiem do Krakowa. Stąd też start. Dojechaliśmy do Podzamcza koło Ogrodzieńca. Jechaliśmy we dwóch, ja i Robert.