Standardowa rundka na Łańcut przez Dębinę i Pozdzwierzyniec. Trochę pokręciłem się po mieście. Później powrót przez Wysoką->Soninę->Głuchów->Dębinę->Białobrzegi i do domu. Przyjemnie ciepło, a wiaterek znośny. Ogólnie miło :)
Założyłem w końcu opony terenowe. Okazuje się, że na slickach to jednak się fruwa :p A teraz po szosie jadę jak czołgiem, he he. Tak więc, że na terenówkach to postanowiłem pojechać do lasu. Dokładnie w okolice Korniaktowskich Stawów. A że trochę wiało to tym bardziej las wskazany. Wiadomo ciszej. Wyjechałem dość późno i dojeżdżając do lasu zrobiło się już dość ciemno. W lesie jeszcze bardziej :) Zatem wyszła mi nocna jazda w świetle bocialarki. Całkiem przyjemna rzecz :D Dodatkowo połowa drogi w terenie przebiegła dosłownie w piaskownicy. Okoliczne tereny są dość mocno piaszczyste. Ciężko było jechać bo koła myszkowały trochę na boki. Na podjazdach mieliło, a na zjazdach rower praktycznie stawał jeżeli się nie pedałowało. Do tego oświetlenie drogi tylko lampką, więc mniej szczegółów widać, czyli zabawa murowana ;) W okolicach stawów żaby ostro dawały. Można było ogłuchnąć. Dodatkowo w koło sarny wyskakiwały. Ludzi zero (oprócz samochodu widmo, jadącego bez włączonych świateł). Do domu wróciłem cały w pyle jako po pustynnej burzy :)
Po powrocie z uczelni pojechałem na krótką przejażdżkę. Tak ogólnie dla odreagowania. Wyjazd około 18.30. Jeszcze w miarę ciepło było, chociaż wiaterek trochę czasami zawiał mocniej. Przez swoją głupotę złapał mnie skurcz w lewą łydkę (oparłem się na palcach lewej nogi siedząc cały czas na siodełku, a potem się tą nogą odepchnąłem i niestety zbyt mocno napiąłem mięsień i skurcz...). Noga trochę boli. Co zrobić... No i dalej na slickach jeżdżę. Jakoś nie mogę się zebrać żeby je zdjąć, ale chyba się pora z nimi rozstać. Trasa: Kosina-Dębina-Głuchów-Łańcut-Wysoka-Sonina-Głuchów-Dębina-Kosina.
Mała poświąteczna wycieczka. Trochę ciężko było bo: wmordewind; człowiek ociężały po smakołykach świątecznych; mało jazd na rowerze; trasa w drugiej części obfitowała w podjazdy. Uff, ale jakoś dałem radę, chociaż czasami trochę prądu brakowało ;) Trasa: Kosina-Białobrzegi-Świętoniowa-Gniewczyna-Gorliczyna-Przeworsk-Studzian-Dębów-Białoboki-Gać-Markowa-Sonina-Głuchów-Dębina-Kosina. Trasa w zapisie z GPS'a trochę niepełna, bo okazało się już w domu, że bateria padła :/
Taka krótka popołudniowo-wieczorna przejażdżka. Poprzedni tydzień stracony przez choróbsko, które mnie dopadło. A na weekendzie szkoła :( Trzeba więc trochę nadrobić bo pogoda wyjątkowo temu sprzyja. Na kołach w dalszym ciągu założone slicki, więc wyjazd po szosie. No może tylko taki krótki przerywnik półtorakilometrowy na odcinek polnej drogi od kładki na Wisłoku. Przejechany w ślimaczym tempie ze względu na opony. Było trochę piaskowo. No i nie chciałem przez przypadek złapać kapcia (kawałek asfaltu na Świętoniowej też w fatalnym stanie). Zdjęcia kładki (trochę sfatygowana już):
W powrotnej drodze natknąłem się na dość fatalnie wyglądający wypadek (na skrzyżowaniu Żołynia-Dąbrówki-Korniaktów. Dwa auta leżące po za jezdnią, na poboczu. W dodatku oba w dość zmasakrowanym stanie. W około policja, straż. Ogólnie nie za ciekawie (dla uczestników wypadku) to wyglądało. Chyba ktoś wymusił pierwszeństwo i tak to się skończyło. A skrzyżowanie wydawałoby się spokojne... Link do zdjęć z wypadku: Zdjęcia z wypadku