Najpierw na pocztę do Łańcuta, a później obrałem kierunek na Magdalenkę. Zielonym szlakiem z Łańcuta do Kraczkowej. Wspinaczka na Cierpisz i już rzut beretem do tradycyjnej Magdalenki. Zjazd czarnym szlakiem do Malawy a stąd już asfaltem do chałupy. No oprócz odcinka Głuchów - Małodobra, gdzie szuterkiem obok obelisku płk. Lisa-Kuli. Górki jeszcze mnie dobijają. Mam nadzieję to zmienić ;)
Drugi dzień walki na szlaku (start z Podzamcza). Z rana dość chłodno ale z każdą godziną robiło się cieplej. No i słoneczko się pojawiło. Dziś zdecydowanie lepiej mi się jechało. Na trasie znów kupa piachu (szczególnie na jednym nadprogramowym odcinku), górek i lasów. Na szczęście bez błotka. Niestety musieliśmy zmienić plany i dojechać do Częstochowy dzień wcześniej, czyli dziś, bo na 3 maja zapowiadali załamanie pogody. Powrót do Rzeszowa naszą "wspaniałą" PKP. Dziadostwo do kwadratu. Na kilometry składa się też powrót 3 maja z dworca w Rzeszowie do domu czyli jakieś 30km.
Było wszystko: deszcz, błoto, tony piasku, kamienie, korzenie, górek mase i brak formy ;) Ogólnie po tym dniu ledwo żyłem. Mimo to - super. Dojazd z Rzeszowa pociągiem do Krakowa. Stąd też start. Dojechaliśmy do Podzamcza koło Ogrodzieńca. Jechaliśmy we dwóch, ja i Robert.