Standardowa (no prawie) trasa na Łańcut. Tym razem pojechałem w stronę Wysokiej drogą koło MPGieku. Na trasie nic ciekawego. Pełno tylko skuterów. Lans, lans... ;P
Po przerwie spowodowanej: a) brakiem czasu, b) serwisowaniem rowerka (amortyzator) - powrót na rower. Maszynę skończyłem sklecać do kupy wczoraj, a dziś malutki teścik, jak to wszystko będzie hulać. Approved :) W końcu platforma w R7 działa jak powinna. Zapomniałem tylko przed wyjazdem dopompować amortyzator i był trochę za miękki. Dlatego też nie pchałem się w teren. A trasa? Ot taka standardowa, czyli: Dębina-Białobrzegi-Korniaktów Płn-Budy Łańcuckie-przeprawa przez Wisłok kładką na Świętoniowej-Świętoniowa-Korniaktów Płd-Białobrzegi-Kosina.
Powrót z Częstochowy do Rzeszowa pociągiem. Miał być rowerami ale kontuzja Roberta coraz bardziej mu dokuczała i nie chciał jej pogłębić. Podróż z przesiadką w Katowicach, skąd niestety musieliśmy jechać w składzie bez wagonu na rowery. Było trochę kombinacji ale dojechaliśmy jakoś :) Mnie czekała jeszcze jazda rowerkiem z Rzeszowa do Kosiny. I też dojechałem ;) W całkowity dystans doliczone są km po Częstochowie (z noclegu pod Klasztor i na dworzec).
Standardowa rundka na Łańcut przez Dębinę i Pozdzwierzyniec. Trochę pokręciłem się po mieście. Później powrót przez Wysoką->Soninę->Głuchów->Dębinę->Białobrzegi i do domu. Przyjemnie ciepło, a wiaterek znośny. Ogólnie miło :)
Założyłem w końcu opony terenowe. Okazuje się, że na slickach to jednak się fruwa :p A teraz po szosie jadę jak czołgiem, he he. Tak więc, że na terenówkach to postanowiłem pojechać do lasu. Dokładnie w okolice Korniaktowskich Stawów. A że trochę wiało to tym bardziej las wskazany. Wiadomo ciszej. Wyjechałem dość późno i dojeżdżając do lasu zrobiło się już dość ciemno. W lesie jeszcze bardziej :) Zatem wyszła mi nocna jazda w świetle bocialarki. Całkiem przyjemna rzecz :D Dodatkowo połowa drogi w terenie przebiegła dosłownie w piaskownicy. Okoliczne tereny są dość mocno piaszczyste. Ciężko było jechać bo koła myszkowały trochę na boki. Na podjazdach mieliło, a na zjazdach rower praktycznie stawał jeżeli się nie pedałowało. Do tego oświetlenie drogi tylko lampką, więc mniej szczegółów widać, czyli zabawa murowana ;) W okolicach stawów żaby ostro dawały. Można było ogłuchnąć. Dodatkowo w koło sarny wyskakiwały. Ludzi zero (oprócz samochodu widmo, jadącego bez włączonych świateł). Do domu wróciłem cały w pyle jako po pustynnej burzy :)
Po powrocie z uczelni pojechałem na krótką przejażdżkę. Tak ogólnie dla odreagowania. Wyjazd około 18.30. Jeszcze w miarę ciepło było, chociaż wiaterek trochę czasami zawiał mocniej. Przez swoją głupotę złapał mnie skurcz w lewą łydkę (oparłem się na palcach lewej nogi siedząc cały czas na siodełku, a potem się tą nogą odepchnąłem i niestety zbyt mocno napiąłem mięsień i skurcz...). Noga trochę boli. Co zrobić... No i dalej na slickach jeżdżę. Jakoś nie mogę się zebrać żeby je zdjąć, ale chyba się pora z nimi rozstać. Trasa: Kosina-Dębina-Głuchów-Łańcut-Wysoka-Sonina-Głuchów-Dębina-Kosina.
Mała poświąteczna wycieczka. Trochę ciężko było bo: wmordewind; człowiek ociężały po smakołykach świątecznych; mało jazd na rowerze; trasa w drugiej części obfitowała w podjazdy. Uff, ale jakoś dałem radę, chociaż czasami trochę prądu brakowało ;) Trasa: Kosina-Białobrzegi-Świętoniowa-Gniewczyna-Gorliczyna-Przeworsk-Studzian-Dębów-Białoboki-Gać-Markowa-Sonina-Głuchów-Dębina-Kosina. Trasa w zapisie z GPS'a trochę niepełna, bo okazało się już w domu, że bateria padła :/