Taka krótka popołudniowo-wieczorna przejażdżka. Poprzedni tydzień stracony przez choróbsko, które mnie dopadło. A na weekendzie szkoła :( Trzeba więc trochę nadrobić bo pogoda wyjątkowo temu sprzyja. Na kołach w dalszym ciągu założone slicki, więc wyjazd po szosie. No może tylko taki krótki przerywnik półtorakilometrowy na odcinek polnej drogi od kładki na Wisłoku. Przejechany w ślimaczym tempie ze względu na opony. Było trochę piaskowo. No i nie chciałem przez przypadek złapać kapcia (kawałek asfaltu na Świętoniowej też w fatalnym stanie). Zdjęcia kładki (trochę sfatygowana już):
W powrotnej drodze natknąłem się na dość fatalnie wyglądający wypadek (na skrzyżowaniu Żołynia-Dąbrówki-Korniaktów. Dwa auta leżące po za jezdnią, na poboczu. W dodatku oba w dość zmasakrowanym stanie. W około policja, straż. Ogólnie nie za ciekawie (dla uczestników wypadku) to wyglądało. Chyba ktoś wymusił pierwszeństwo i tak to się skończyło. A skrzyżowanie wydawałoby się spokojne... Link do zdjęć z wypadku: Zdjęcia z wypadku
Wreszcie na rowerze. Po ponad miesiącu. I trochę to było czuć w nogach. Ogólnie nie było jednak źle. Trochę walki z nieźle wiejącym wiatrem. Ale za to w miarę ciepło. No i sucho (przynajmniej na szosie). Dziś też chrzest bojowych nowych oponek - IRC Smoothie 1.25 kevlar, czyli więc slicki pełną gębą. Co by tu powiedzieć? - na szosę super sprawa. Świetnie się jedzie, jak na kolarce prawie. No i nowe hample założone, ale muszę się jeszcze pobawić z ustawieniami zacisków. A cel wyprawy - Łańcut, poczta. Przez Dębinę i Głuchów.
Aż trudno uwierzyć, że to luty. Pogoda iście wiosenna. Szkoda, że to tylko taki przerywnik mały... Dzisiejszy wypadzik zorganizowany razem z kuzynem Bartkiem. Cel - Leżajsk. Po szosie, bo kuzyn szosówką jeździ. Zresztą wszędzie indziej błoto niesamowite, a miejscami resztki śniegu i lodu. Jak już wcześniej wspomniałem, pogoda super, bo słonecznie i ciepło, tylko wiatr nieźle dawał. Wiało konkretnie miejscami, a szczególnie w drodze powrotnej. W stronę do Leżajska jechało się bardzo dobrze. Wysoka średnia. Trochę ścigania się (w wykonaniu kuzyna) z miejscowymi rowerzystami (pozdrowienia dla Jacka :D Za ten zryw wyścigowy Bartek musiał 'odpokutować' w drodze powrotnej xD - biedak 'umierał', dobijany jeszcze wmordewindem. Tak to jest - pierwsza jazda w tym roku, niedawno przebyta choroba, do tego niepohamowana chęć ścigania się i odpływ mocy gotowy. No ale nauka pewnie nie pójdzie w las ;) Dokładna trasa: Kosina->Białobrzegi->Żołynia->Biedaczów->Gwizdów->Giedlarowa->Leżajsk (Bazylika i klasztor O.O. Bernardynów)->Wierzawice->Dębno->Chałupki Dęb.->Grodzisko Dolne->Laszczyny->Budy Łańcuckie->Korniaktów->Białobrzegi->Kosina.
Małe zmiany zaszły też w moim rowerku (dziś też pierwsza jazda z nowymi częściami). Wymieniłem kierownicę na Ritchey WCS (31,8), mostek na Smica Pro Lite, chwyty na Accent Lite, siodełko na Selle Italia SLR XC Gel Flow. Zysk na wadze to 298 gram :D
Dzisiejsza jazda, to takie połączenie przyjemnego z pożytecznym :) Przyjemne, to oczywiście rowerowanie, a pożyteczne, to odbiór książki potrzebnej do egzaminów. Trasa wyglądała następująco: Kosina->Dębina->Głuchów->Łańcut->Albigowa->Kraczkowa (stacja Peugeot i odbiór owej książki)->Łańcut (przez miasto)->Głuchów->Kosina. Powrót z Kraczkowej do domku, prawie w całości drogą E4. Postanowiłem wykorzystać remont drogi i jechałem wyłączonymi z ruchu dwoma pasami. Pół drogi moje :D I do tego bezpiecznie, a to podstawa. Normalnie bym E4 nie jechał. Pogoda ogólnie przyjemna bo ciepło. Tylko trochę wiatru, ale dało się przeżyć.
Do pracy, ale tym razem do oddziału firmy. Rano masakrystycznie ślisko! Jedna wielka szklanka. Po 50m jazdy zaliczona gleba, na szczęście w miarę kontrolowana :) Bez szwanku dla rowerka i dla rowerzysty. Dalsza droga to już pełna koncentracja xD. W drodze powrotnej dokuczał wmordewind.
Dom->praca->dom. Dziś zdecydowanie cieplej niż wczoraj. Wybrałem się Meridą, ale teraz trochę żałuję ;) bo całą uświniłem w drodze powrotnej. Po prostu śnieżek zaczął topnieć, a miejscami trochę błotka się pokazało. Trzeba więc się było zabrać za mycie. I chyba GXP zaczyna się sypać. To co wszyscy naokoło mi mówili, staje się faktem. Truvativ Firex to jednak szmelc.
Co do nowego BS, to na razie działają tylko standardowe blogi. No i niesamowicie wkurzające jest to wyskakujące okienko przy pisaniu niektórych polskich liter :|
W sumie to jechałem do sklepu tylko, ale nie mogłem sobie odmówić przyjemności zrobienia rundki po wioseczce :) Temperatura -8*C ale prawie bezwietrznie. Jazda pancerną zimówką. Zamiast hamulców mam spowalniacze i to tylko na przód :P Trzeba zrobić tył bo momentami ciężko się było zatrzymać.
Rowerowanie w 2009 roku czas zacząć :) Dzisiaj moim celem były Stawy Korniaktowskie: http://maps.google.pl/?ie=UTF8&ll=50.122999,22.374601&spn=0.014555,0.038624&t=h&z=15 No i okoliczne lasy oczywiście. Co by nie mówić, las zimą piękny jest :) Temperatura jak wyjeżdżałem z domu oscylowała w granicach -5*C. Jak wracałem było już -7*C. No ale pełne wdzianko zimowe (czapka pod kask, ocieplacze na buty, rękawice, chusta na mordkę, itd) i było cieplutko. Trochę wiało. Szczególnie na otwartej przestrzeni wmordewind dokuczał. Za to w lesie zupełna cisza. Jeździło się więc super. Szkoda, że późno wyjechałem bo o 14.30 i szybko ciemno zaczęło się robić. Chyba jutro się też tam wybiorę. Tylko wcześniej. Mam nadzieję, że mróz nie zacznie szaleć bo coś straszą... Pyknąłem parę fotek. Kiepskie bo kiepskie ale są. Chyba trzeba się rozejrzeć za nowym aparatem bo już ta moja małpka nie wyrabia ;) Foty:
Wjeżdżam do lasu
Stawy (ta kępa drzew na środku to wysepka)
Ta budka to chyba po to żeby rybki miały czym oddychać? Budka z bliska:
Zimowa Merida :)
Kolejne stawy
Dobra, jedziemy dalej...
Mały postój na łyk z termosa :)
Droga w lesie mnie niesie ;)
Powrotne niebo
Teraz trzeba zabrać się za małe czyszczenie rowerka bo już trochę odtajał :) Pozdrower!
Dziś tzw. standard. Temperatura 0*C, ale wcale zimno nie było. Troszkę wiatru miejscami. Może więcej bym kilometrów zrobił, ale mi się łańcuch w tylnej przerzutce zakleszczył. Dobrze, że byłem już z powrotem na wiosce, więc do domku blisko. Jakoś dało się dojechać. Chyba muszę coś pogrzebać w 'zimówce' bo i hamulce coś kiepsko działają (tylnego to nie mam w ogóle :p ). Pozdrower!