Powrót z Częstochowy do Jędrzejowa. Zmasakrowany po wczorajszym, ale trzeba wracać. Upał nadal niemiłosierny. Jakoś się dowlokłem. Robert się na mnie naczekał ;)
W Jędrzejowie tradycyjnie na kebaba. Trochę drogi wyszedł, bo się przyczepili panowie w służbie JKM Vincenta i poprosili nas o wsparcie budżetu. Niestety nie mogliśmy odmówić i wpadło po 50 zł za przejście przez jezdnię w miejscu niedozwolonym. Choć qwa nic nie jechało, tylko ci panowie smutni zza rogu wyskoczyli... Ehhh...
Drugi dzień na szlaku: Domaniewice - Częstochowa. Wczorajsza forma ulatywała z każdym kilometrem. Jednak braku jazdy nie da się oszukać :( Kompletnie uleciała po mega glebie na szutrowym zjeździe. Efekt - na połowie przedramienia zdarta mocno skóra, kolana dziurawe, bolący prawy nadgarstek :p Szczęście, że tak się tylko skończyło. Po półgodzinnym postoju na ogarnięcie się, zdezynfekowanie i opatrzenie ran, pojechaliśmy dalej. Ja już niestety nie jechałem, ale walczyłem, żeby dojechać :p Upał jeszcze większy był, co dodatkowo wysysało resztki moich sił. Jakimś cudem się udało dotrzeć do celu.
Pierwszy dzień wypadu na Szlak Orlich Gniazd. Tradycyjnie z Robertem. Trasa: Kraków - Domaniewice. Najpierw dojazd pociągiem do Krakowa, a potem na szlak. Nadzwyczaj dobra forma. Aż sam byłem zdziwiony, bo mało jeździłem. Do tego okropny upał. Ludzi na szlaku w wuj ;)
Uzupełniam wpisy z zapamiętanych/zapisanych wyjazdów z 2012 roku. Coś w marcu próbowałem na trenażerze jeździć, ale udało mi się przejechać raptem 11 km. Nuda okropna, brrr ;)
XII Powiatowy Rajd Rowerowy. Super pogoda. Ludzi było, jak policzono 220 osób. Masa dzieciarni, która kompletnie nie umie jeździć w większej grupie. Ogólnie jednak pozytywnie. Tempo rekreacyjne i fajne górki. Czasami dało się jednak pocisnąć na maxa, zarówno w dół, jak i w górę :)
Żeby nie marnować ładnej pogody, musowo trzeba się było wybrać na jakiś trip po okolicy. Padło na górki w rejonach Husowa i Tarnawki. Do Markowej dojechałem czerwonym szlakiem (Lisa-Kuli) obok skansenu. Potem kierunek Husów i dalej asfaltem na Tarnawkę. Obicie w las obok stadniny. Wyjazd w Grzegorzówce i powrót asfaltem przez Zabratówkę, Wolę Rafałowską, Albigowę do Łańcuta. Tam postój na najlepszego w mieście kebaba :) Do Kosiny drogą obok torów do Głuchowa. I później jeszcze skok na Dębinę, Białobrzegi i byłem w domu. Dziś mi się chwilami ciężko jechało, wystarczy spojrzeć na tętno. Temperatura też nie pomagała. Nie wiem dlaczego się tak męczyłem? Widać taki dziś dzień był i tyle.