Mała poświąteczna wycieczka. Trochę ciężko było bo: wmordewind; człowiek ociężały po smakołykach świątecznych; mało jazd na rowerze; trasa w drugiej części obfitowała w podjazdy. Uff, ale jakoś dałem radę, chociaż czasami trochę prądu brakowało ;) Trasa: Kosina-Białobrzegi-Świętoniowa-Gniewczyna-Gorliczyna-Przeworsk-Studzian-Dębów-Białoboki-Gać-Markowa-Sonina-Głuchów-Dębina-Kosina. Trasa w zapisie z GPS'a trochę niepełna, bo okazało się już w domu, że bateria padła :/
Taka krótka popołudniowo-wieczorna przejażdżka. Poprzedni tydzień stracony przez choróbsko, które mnie dopadło. A na weekendzie szkoła :( Trzeba więc trochę nadrobić bo pogoda wyjątkowo temu sprzyja. Na kołach w dalszym ciągu założone slicki, więc wyjazd po szosie. No może tylko taki krótki przerywnik półtorakilometrowy na odcinek polnej drogi od kładki na Wisłoku. Przejechany w ślimaczym tempie ze względu na opony. Było trochę piaskowo. No i nie chciałem przez przypadek złapać kapcia (kawałek asfaltu na Świętoniowej też w fatalnym stanie). Zdjęcia kładki (trochę sfatygowana już):
W powrotnej drodze natknąłem się na dość fatalnie wyglądający wypadek (na skrzyżowaniu Żołynia-Dąbrówki-Korniaktów. Dwa auta leżące po za jezdnią, na poboczu. W dodatku oba w dość zmasakrowanym stanie. W około policja, straż. Ogólnie nie za ciekawie (dla uczestników wypadku) to wyglądało. Chyba ktoś wymusił pierwszeństwo i tak to się skończyło. A skrzyżowanie wydawałoby się spokojne... Link do zdjęć z wypadku: Zdjęcia z wypadku
Wreszcie na rowerze. Po ponad miesiącu. I trochę to było czuć w nogach. Ogólnie nie było jednak źle. Trochę walki z nieźle wiejącym wiatrem. Ale za to w miarę ciepło. No i sucho (przynajmniej na szosie). Dziś też chrzest bojowych nowych oponek - IRC Smoothie 1.25 kevlar, czyli więc slicki pełną gębą. Co by tu powiedzieć? - na szosę super sprawa. Świetnie się jedzie, jak na kolarce prawie. No i nowe hample założone, ale muszę się jeszcze pobawić z ustawieniami zacisków. A cel wyprawy - Łańcut, poczta. Przez Dębinę i Głuchów.
Dzisiejsza jazda, to takie połączenie przyjemnego z pożytecznym :) Przyjemne, to oczywiście rowerowanie, a pożyteczne, to odbiór książki potrzebnej do egzaminów. Trasa wyglądała następująco: Kosina->Dębina->Głuchów->Łańcut->Albigowa->Kraczkowa (stacja Peugeot i odbiór owej książki)->Łańcut (przez miasto)->Głuchów->Kosina. Powrót z Kraczkowej do domku, prawie w całości drogą E4. Postanowiłem wykorzystać remont drogi i jechałem wyłączonymi z ruchu dwoma pasami. Pół drogi moje :D I do tego bezpiecznie, a to podstawa. Normalnie bym E4 nie jechał. Pogoda ogólnie przyjemna bo ciepło. Tylko trochę wiatru, ale dało się przeżyć.
Do pracy, ale tym razem do oddziału firmy. Rano masakrystycznie ślisko! Jedna wielka szklanka. Po 50m jazdy zaliczona gleba, na szczęście w miarę kontrolowana :) Bez szwanku dla rowerka i dla rowerzysty. Dalsza droga to już pełna koncentracja xD. W drodze powrotnej dokuczał wmordewind.
Dom->praca->dom. Dziś zdecydowanie cieplej niż wczoraj. Wybrałem się Meridą, ale teraz trochę żałuję ;) bo całą uświniłem w drodze powrotnej. Po prostu śnieżek zaczął topnieć, a miejscami trochę błotka się pokazało. Trzeba więc się było zabrać za mycie. I chyba GXP zaczyna się sypać. To co wszyscy naokoło mi mówili, staje się faktem. Truvativ Firex to jednak szmelc.
Co do nowego BS, to na razie działają tylko standardowe blogi. No i niesamowicie wkurzające jest to wyskakujące okienko przy pisaniu niektórych polskich liter :|
W sumie to jechałem do sklepu tylko, ale nie mogłem sobie odmówić przyjemności zrobienia rundki po wioseczce :) Temperatura -8*C ale prawie bezwietrznie. Jazda pancerną zimówką. Zamiast hamulców mam spowalniacze i to tylko na przód :P Trzeba zrobić tył bo momentami ciężko się było zatrzymać.
Rowerowanie w 2009 roku czas zacząć :) Dzisiaj moim celem były Stawy Korniaktowskie: http://maps.google.pl/?ie=UTF8&ll=50.122999,22.374601&spn=0.014555,0.038624&t=h&z=15 No i okoliczne lasy oczywiście. Co by nie mówić, las zimą piękny jest :) Temperatura jak wyjeżdżałem z domu oscylowała w granicach -5*C. Jak wracałem było już -7*C. No ale pełne wdzianko zimowe (czapka pod kask, ocieplacze na buty, rękawice, chusta na mordkę, itd) i było cieplutko. Trochę wiało. Szczególnie na otwartej przestrzeni wmordewind dokuczał. Za to w lesie zupełna cisza. Jeździło się więc super. Szkoda, że późno wyjechałem bo o 14.30 i szybko ciemno zaczęło się robić. Chyba jutro się też tam wybiorę. Tylko wcześniej. Mam nadzieję, że mróz nie zacznie szaleć bo coś straszą... Pyknąłem parę fotek. Kiepskie bo kiepskie ale są. Chyba trzeba się rozejrzeć za nowym aparatem bo już ta moja małpka nie wyrabia ;) Foty:
Wjeżdżam do lasu
Stawy (ta kępa drzew na środku to wysepka)
Ta budka to chyba po to żeby rybki miały czym oddychać? Budka z bliska:
Zimowa Merida :)
Kolejne stawy
Dobra, jedziemy dalej...
Mały postój na łyk z termosa :)
Droga w lesie mnie niesie ;)
Powrotne niebo
Teraz trzeba zabrać się za małe czyszczenie rowerka bo już trochę odtajał :) Pozdrower!
Dziś tzw. standard. Temperatura 0*C, ale wcale zimno nie było. Troszkę wiatru miejscami. Może więcej bym kilometrów zrobił, ale mi się łańcuch w tylnej przerzutce zakleszczył. Dobrze, że byłem już z powrotem na wiosce, więc do domku blisko. Jakoś dało się dojechać. Chyba muszę coś pogrzebać w 'zimówce' bo i hamulce coś kiepsko działają (tylnego to nie mam w ogóle :p ). Pozdrower!